14.07.2011

X Ustecki Festiwal Sztucznych Ogni - Podsumowanie

Dni 1 oraz 2 lipca 2011 w kalendarzach każdego fana pirotechniki, zapewne były podkreślone oraz oznaczone, jako 1 i 2 dzień X Usteckiego Festiwalu Sztucznych Ogni. FSO jest najdłużej utrzymującą się imprezą pirotechniczną w kraju, podczas trwania której widzowie oglądali ponad kilkadziesiąt mniej, lub bardziej, jednakże zawsze fascynujących pokazów sztucznych ogni. Niektóre firmy zaczynały swoje wybuchowe podboje właśnie tam, stając się dzisiaj prężnie działającymi przedsiębiorstwami. Oczekiwania wobec jubileuszowej edycji były więc bardzo duże – czy zostały zaspokojone? Każdy, kto chciał zobaczyć dużo wybuchów nie mógł narzekać, ale Ci, którzy mieli nadzieję na innowacyjny powiew świeżości na rynku trochę się zawiedli, ponieważ prezentowali się wielokrotni uczestnicy festiwalu, których styl zdążył już na dobre zapaść w pamięć wprawnym widzom. Humory wszystkim udanie popsuła pogoda, dzięki której wyczekiwanie na pokazy było miejscami bardziej męczące, niż odprężające. Wielkie słowa uznania oraz szacunku należą się więc wszystkim, którzy przygotowywali widowiska – precyzyjne złożenie pokazu w takiej aurze to duży wyczyn. Kończąc słowo wstępu, zapraszam do przeczytania recenzji oraz obejrzenia każdego ze strzelonych spektakli.

Dzień 1:

Click:
Ekipy firm Grom-Zbig oraz Click swoje dzieła musiały przygotowywać w wyjątkowo niesprzyjających warunkach, dlatego na wstępie duży plus dla nich za to, że tego samego dnia byli gotowi do odpału. Grom-Zbig postanowił przeczekać jeden dzień i spektakl przeprowadzić następnego dnia, natomiast Click strzelił 1 lipca. Ulewny deszcz występował nawet w trakcie trwania pokazu. Jeszcze nie zdarzyło mi się oglądać fajerwerków podczas takiego deszczu oraz wiatru, jednakże ani wilgoć, ani zimno nie były w stanie odebrać przyjemności z oglądania występu, a było co oglądać. Ilość wystrzelonego materiału była niezwykle duża, a większość wybranych efektów pochodziła z najwyższej półki. Efekty typu peony, polyp oraz crown miały długi opad dużą średnicę rozprysku. Przemieszczanie ich po niebie przez wiatr jeszcze potęgowało wrażenia towarzyszące wpatrywaniu się w nie. Zastosowany podkład muzyczny był nietuzinkowy – nie często słyszy się bowiem podczas oglądania sztucznych ogni takich wykonawców jak Kylie Minoque, czy Edwin Starr. Niekiedy podstawę pokazu stanowił dół, a akcentami podkreślającymi ścieżkę dźwiękową były bomby, a niekiedy było na odwrót – w każdym bądź razie zarówno spokojne, jak i dynamiczniejsze momenty w muzyce pokrywały się z tym, co się działo na niebie. Niektóre kostki były obdarzone bardzo fajnymi ładunkami, jak na przykład te w układzie Z z białymi crossetami, albo V z trzeszczącą chmurą oraz trzeszczącymi minami. Niewątpliwym gwoździem programu były bomby mozaikowe 200 mm, których rozprysk zajął ogromną część nieboskłonu. Osobiście byłbym zwolennikiem przeprowadzenia dwufazowego ścisłego finału polegającego na strzeleniu wszystkich ładunków występujących po 8” cylindrach jednocześnie, aby cała publiczność wiedziała, że to już nieodwołalny koniec, jednakże nie wiem, czy firma nie miała takiego zamiaru, a pogoda tego nie zepsuła. Epitety najlepiej określające ten pokaz to widowiskowo oraz nietuzinkowo.



Dzień 2:

Grom-Zbig:
Gromowi pogoda dała się we znaki jeszcze bardziej niż poprzedniej ekipie, gdyż pozostawione na całą noc na otwartej przestrzeni materiały zdążyły przemoknąć, a system zostać przykryty przez ogromną ilość piasku. Do procesu przygotowań doszła więc część przywracania pirotechniki do stanu używalności. Pierwsze shoty zdradziły, że pomimo braku akurat w tej chwili opadów, kondensacja dymu jest ogromnie niekorzystna i już na samym początku wytworzyło się sporo dymu. W około minutę po starcie, dół kompozycji był już za szarą zasłoną. Niestety pogoda obok kłopotów z odbiorem wzrokowym, sprawiła, że chyba nie wszystkie pozycje strzeliły dokładnie wtedy, kiedy miały to zrobić. Mogę sobie wyobrazić, z jak doskonałym widowiskiem miałbym do czynienia, gdyby nie tak beznadziejna aura. Pomimo tego, to co wyłaniało się zza obłoków dymu cechowało się wyjątkowo dobrą jakością. Dobór materiału jest mocną stroną Grom-Zbiga – większość bomb była produkcji włoskiej, a użyte chińskie torty były z kategorii najlepsze z najlepszych. Szybkie zetki, wyrzutnie salutowe pionowe i kątowe, różnokolorowe wachlarze oraz galanteria ze stajni PIRICO – to wszystko decydowało o żywych kolorach i powtarzalnym czasie działania poszczególnych produktów. Fani gitarowych brzmień mieli prawdziwą ucztę – pierwsze dwa kawałki były postawione właśnie pod rockową nutę. W pokazie znalazło się miejsce również na perełki, czyli kalibry 150 czy 200mm typu włoskiego. Słowa podsumowujące to widowisko to polot artystyczny oraz ekspresja.





Goldregen:
Spektakl firmy Goldregen zaczął się bardzo spokojną i wyważoną sekwencją z bateriami wodnymi, wprowadzającymi odpowiedni nastrój przed tym, co rozegrało się na niebie kilkadziesiąt sekund później. Wraz z gitarowym pociągnięciem w podkładzie kapeli Stratovarius, rozpostarły się brokatowe FAN-ki oraz brokatowe miny. Ogromne wrażenie wywarły na mnie cracklingowe zetki, które wybuchając w takt utworu "Destiny" wprowadziły w pokazie powiew dynamizmu, utrzymywany później przez bomby. W przeciągu następnych minut kilkakrotnie można było oglądać przeróżne baterie – kątowe, pionowe oraz ponownie wodne. Znalazło się też miejsce na dopracowane i przemyślane sekwencja z kometami oraz minami. Jak to zwykle bywa w realizacjach Goldregena, utrzymywano złotą tonację, z domieszkami kolorów czerwonego oraz zielonego. Dla fanów złota jest to zaleta, dla fanów różnorodności wada. Oczywiście były też i momenty ze zwolnioną akcją – mam tutaj na myśli część ze stroboskopami oraz bateriami wodnymi, które zostały bardzo dobrze wpasowane w power metalowy podkład. Dym ujmował trochę uroku brokatowym efektom, gdyż właśnie one wytwarzają go całkiem sporo. W związku z tym, finał wypadł mniej efektownie, niż gdyby był strzelony w bezchmurnych warunkach. Najlepiej opisać występ firmy Goldregen określeniami perfekcyjne przygotowanie techniczne (sztuką jest w takich warunkach przygotować tak dopracowane widowisko, w którym nie można się doczepić do żadnej strzelonej pozycji, gdyż ma się wrażenie, że wszystko strzeliło dokładnie wtedy, kiedy powinno) oraz zamiłowanie do złotych opadów (co wiąże się z nazwą firmy Goldregen – złoty opad).





Nakaja Art:
Szczerze powiedziawszy, gdybym nie znał programu festiwalu, to nie zgadłbym, że to widowisko przygotowała firma Nakaja Art. Postęp jaki się tutaj dokonał w stosunku do lat poprzednich jest niesamowity. Niespotykane wcześniej układy, wykorzystanie najszerszego planu, różnorodne efekty – to wszystko wyraża widowisko krakowskiej firmy. Gdyby pierwsza część podkładu muzycznego była bardziej zróżnicowana od drugiej, mielibyśmy do czynienia z pokazem prawie idealnym. Widać było, że zastosowane materiały były nieprzypadkowe – niektóre elementy były produkcji europejskiej. Osobiście najbardziej podobały mi się zgrane z muzyką single shoty i miny. Niektóre pomysły, takie jak złożona z 4" brokatowych min z czerwonymi strobo min fala i następujące po nich JW443, zapierały dech w piersiach. Swego rodzaju ciekawostką pirotechniczną było strzelenie 2 bomb typu pagoda. Ogromna szkoda, że tak duża część efektów w górze kompozycji została zasłonięta przez dym. Nie ma co się rozwodzić nad pokazem w recenzji, gdyż wszystko dobrze widać na filmie. Ten występ był jak dla mnie póki co największym zaskoczeniem oraz odkryciem tego roku.





Zdjęcia z festiwalu: Link

Filmy podsumowujące:



Komentarze
Brak komentarzy
Dodaj komentarz
Musisz być zalogowany aby dodać komentarz